Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Tematyka: Horror i Tajemnice
~*~*~
Biorąc pod uwagę jego wygląd oraz ubiór, nie mogę uwierzyć, że jest człowiekiem z czasowym autyzmem oraz tendencją do brutalności. Wiem, że człowiek, który nie chce mówić zachowuje się tak, ponieważ boi się, że inni go nie zrozumieją. Całkowicie to rozumiem.
- Cześć – zamknąłem za sobą drzwi do pokoju przesłuchań i podszedłem do biurka. – Nazywam się Frank.
Spojrzałem na niego, skłoniłem się lekko i zanim usiadłem za biurkiem, spytałem czy zechciałby napić się kawy. Oczywiście, nie miał zamiaru odpowiedzieć, na moje nudne pytanie.
- Myślę, że tutejsza kawa nie należy do najlepszych, ale mam też ze sobą herbatę… - zagaiłem. – Przywiozłem ją z domu, chciałbyś spróbować? – już podczas zadawania tego pytania kiwnąłem na Mike’a, by wniósł dzbanek z herbatą.
- Zauważyłem, że od dłuższego czasu nie piłeś wody, każdy z nas musi coś pić – uważnie spojrzałem na niego , zanim dokończyłem zdanie. – Oczywiście, pod warunkiem, jeśli chce się żyć.
Nie zmienił pozycji, ale jego cienkie i długie rzęsy lekko zafalowały.
- Nie jestem z policji, nie jestem tu byś miał z kim pogawędzić, nie będę cię głaskał po główce i zachowywał się jak twoja niania – uśmiechnąłem się lekko. – Jestem lekarzem, osobą, której najbardziej teraz potrzebujesz.
Jego oczy, które skierował ku podłodze, były puste.
- W ciągu tego ostatniego tygodnia wiele przeżyłeś. Ale pewnego dnia… - schyliłem się, by móc uważniej przyjrzeć się jego twarzy, ukrytej pod grzywką. – Pewnego dnia, postanowisz żyć dalej i stawić temu czoła. Chcesz wiedzieć dlaczego? – spytałem.
Nie odpowiedział.
- Bo nie jesteś szalony, twój stan psychiczny jest stabilny. Nie cierpisz na amnezję. Twoje zachowanie po tym, co się stało, jest skutkiem burzy emocji, którą przeżyłby każdy człowiek, gdyby był na twoim miejscu. Możesz nie chcieć tego przed sobą przyznać, ale twoja psychika jest silniejsza niż u przeciętnej osoby w twoim wieku. Chociaż chciałeś popełnić samobójstwo, zbyt długo się wahałeś.
Kris spuścił głowę, wciąż wpatrując się w podłogę.
- Miałeś przynajmniej 5 godzin, a ze wszystkich możliwości wybrałeś śmierć przez przedawkowanie – spojrzałem na niego. – Mogłeś zeskoczyć z dachu, stłuc lustro i poderżnąć sobie gardło. Tak wiele zrobiłeś, by przygotować się do swojej śmierci, ale nie umarłeś.
Jeden z jego palców zadrżał.
- Twoje pragnienie przetrwania jest silniejsze niż u innych ludzi, o wiele silniejsze niż u twoich zmarłych przyjaciół. Dlatego, wciąż żyjesz – przesunąłem się odrobinę bliżej. – A Bóg pozwolił ci żyć, być może nie w nagrodę, a ponieważ nie cierpiałeś wystarczająco. Może żyjesz za karę.
Podniósł wzrok, który wydawał się być zamglony.
- Oczywiście możesz zamilknąć na zawsze, nie odezwać się słowem do końca swojego życia.Przejdziesz pomyślnie ewaluację psychologiczną i wynajmiesz świetnego prawnika, który wyciągnie cię z tego bagna. Możesz przeżyć resztę życia w spokoju, w końcu nie ma nic złego w byciu tchórzem. Mógłbyś prowadzić całkiem satysfakcjonujące życie – kontynuowałem. – Ale ty taki nie jesteś. Gdybyś taki był, zginąłbyś w tej willi razem z innymi.
Zapadła cisza, skupiłem na nim wzrok.
Jego ochrypły głos został użyty po raz pierwszy, od kilku dni.
- Przeceniasz mnie.
Niemal czułem, jak grupa ludzi zza lustra weneckiego wstrzymuje oddech, a ci, którzy nie założyli słuchawek, w których rozbrzmiewał głos tłumacza, szybko zaczęli wpychać je do ucha. Ponad tuzin ludzi obserwowało każdy nasz ruch.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.
- Dlaczego tak uważasz?
- Myślisz, że jesteś taki mądry? – na jego usta wpłynął uśmieszek.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziałem.
- Nie – zaśmiał się i pokręcił głową. – Musisz myśleć, że to rozpracowałeś, że znasz tę sprawę jak własną kieszeń, że nad wszystkim masz kontrolę.
Patrzyłem na niego w ciszy.
- Gdybyś tylko zrozumiał, że ci, którzy cię tu przyprowadzili, nie zrobili tego ze względu na sprawę czy mnie, bo ja jestem zwykłym oszustem, od początku grałem tylko swoją rolę. – Kris znów się uśmiechnął i zmrużył oczy. – Od początku, chcieliśmy cię tu tylko zwabić. Myślałeś, że nie odezwałem się ani słowem z powodu bólu, który odczuwam, a tak naprawdę to wszystko było udawane.
Przyjrzałem się mu uważnie, zaczynając zastanawiać się, czy on naprawdę potrzebuje ewaluacji psychologicznej.
- Jak byś się czuł? – spytał.
Zapadła cisza.
- Nie uwierzyłbym ci – odpowiedziałem.
- Co gdybyś wyszedł z tego pokoju, a wokół nie byłoby nikogo oprócz nas?
Zastanowiłem się przez chwilę.
- Założyłbym, że zarządzono ewakuację, wszyscy uciekli i nie mieli czasu nas powiadomić.
- Co gdybyś, nie mógł użyć telefonu, by się z kimś skontaktować? Co by było gdybyś, odkrył, że drzwi prowadzące na zewnątrz są zamknięte?
Wciąż na niego patrzyłem. Chociaż atmosfera nie była zbyt komfortowa, musiałem robić wszystko by zachować profesjonalizm i prowadzić zwykłą rozmowę.
- W takim razie… - zakręciłem kubkiem, trzymanym w dłoniach. – Starałbym się bronić i… byłbym nieufny wobec ciebie.
Jego oczy nagle przygasły.
- Zła odpowiedź.
- Nie zaatakowałbym cię pierwszy, zanim nie dowiedziałbym się co się dzieje – zapewniłem go. – Ale nadal ,nie ufałbym ci.
- Mylisz się… i ja się myliłem… my wszyscy… - spuścił głowę.
Obserwowałem wyraz jego twarzy i cicho spytałem:
- Masz na myśli innych członków?
Zaśmiał się i spuścił głowę.
- Twoja herbata pachnie całkiem nieźle.
Mogłem jedynie podążyć za jego zmianą tematu.
- Och, piłeś już ją kiedyś?
- Bi Luo Chun, jeden ze starych przyjaciół, często ją serwował – odpowiedział, jakbym i ja był jednym z jego „starych przyjaciół”.
- Znajomy z Chin, którego poznałeś w Korei? – spytałem.
- Zgadza się – odpowiedział. – Nie możemy pić alkoholu, kiedy tylko nam się zechce. Podczas chińskiego nowego roku zastępowaliśmy alkohol herbatą – zaczął wspominać.
- Ten przyjaciel… wciąż mieszka w Korei?
Zamarł na chwilę i pokręcił głową.
- Nie wiem, ale jeśli wyjechał, wątpię, żeby chciał wrócić do Korei. Zawsze mówił, że chce wrócić do domu, hehe.
Gdy to mówił, złapał kubek i rozlał jego zawartość po podłodze.
Obserwowałem go w ciszy.
- Tak właściwie to nie mam wielu przyjaciół – ponownie odwrócił się w moją stronę. – Zawsze mówił, że tak bardzo chce wrócić do domu, a ja mu zazdrościłem.. bo nie wiedziałem gdzie jest mój własny.
Nagle się do mnie uśmiechnął.
- Myślę, że możesz mieć rację. Udało mi się przeżyć ale, nie w nagrodę, a za karę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz