Pierwsze 6 rozdziałów jest przetłumaczone przez inny blog : [klik]
Jednak porzuciła ona -chyba- tłumaczenie, więc ja się za to zabrałam. Więc po 6 rozdziale ja zaczynam tłumaczyć...
Fanfic „48 hours” autorstwa 辛辛息息
Link do oryginału: [klik]
Tłumaczone na podstawie translacji lukais
Link do angielskiej wersji: [klik]
Tematyka: Horror i Tajemnice
Trailer: [klik]
~*~*~
W ciągu ostatnich dni, w Los Angeles było ciepło i słonecznie, jednak liczba pacjentów odwiedzających moją klinikę, nie zmalała. Jak zwykle moja sekretarka narzekała, na swoją pracę podczas krótkich przerw w odbieraniu telefonu. Pacjent czekający w poczekalni milczał i bez końca sączył wodę, a rośliny rosły w swoich małych doniczkach. Jestem czterdziestodwuletnim psychologiem, kawalerem z licencją na wykonywanie zawodu w Ameryce, otrzymaną ponad 10 lat temu. Tak właściwie to nie mam wobec siebie wygórowanych oczekiwań, przez które mógłbym być niezadowolony. Od kiedy pamiętam, Los Angeles nie było spokojnym miejscem. Oczywiście, nie miało to żadnego wpływu na wybór mojego zawodu. Jednak podczas wybierania doktoratu, nie mogłem oprzeć się swojemu zainteresowaniu. Otóż muszę przyznać, że bardziej interesują mnie sprawy kryminalne ,niż pomoc w rozwiązywaniu sprzeczek pomiędzy mężem i żoną. Rzecz jasna nie chcę urazić psychologów, którzy wybrali inne specjalizacje. Mimo to, uważam, że psychologia kryminalistyczna jest o wiele ciekawsza. Być może sądzę tak tylko, ponieważ los mnie nauczył, że życie nie jest proste. Cztery lata temu, autystyczny czterdziestolatek został głównym podejrzanym w sprawie: zabójstwa swojego 3-miesięcznego syna. Owinął go w folię, a ciało porzucił w kontenerze na śmieci, oddalonym o 200 metrów od mieszkania. Jego żona była kobietą pochodzącą z Tajlandii, która nie posługiwała się angielskim. Jej stan psychiczny znacznie się pogorszył po tym incydencie. Pamiętam, że tamte święta nie należały do najmilszych - spędziłem je w siedzibie Federalnego Biura Śledczego. Po policzkach mężczyzny, siedzącego naprzeciwko mnie leciały łzy, które ewentualnie trafiały do jego kubka z kawą.
Od wtedy, droga do siedziby Biura Federalnego przestała być mi obca. Byłem dobrym współpracownikiem, wykorzystywałem swoje zdolności by zdobyć dusze diabłów, a następnie sprzedać je samemu Szatanowi. Oczywiście swoją duszę zostawiając nietkniętą. Ani ja, ani moja dusza nie potrzebowała ratunku. Policja, nie musiała wiedzieć o mojej orientacji seksualnej, mogliby przez to pomyśleć, że jestem psychologiem, który sam potrzebuje pomocy, kolegi po fachu. W poprzednim roku postanowiłem, że czas przestać z nimi współpracować. Duża ilość pacjentów skutkowała , że przestałem zwracać uwagę na siebie. Nie chciałem ,by zbyt duża presja wywołała stan, przez który musiałbym się udać do psychiatry. Jednak tydzień temu usłyszałem o dużej sprawie, w którą zamieszani byli mężczyźni pochodzący z Azji. Być może to przez zaciekawienie, a może przez fakt, że zamieszani byli w to Azjaci. Nie odmówiłem, gdy zadzwonił do mnie czterdziestoletni inspektor, David, i zaprosił do współpracy.
Okazało się, że popularna koreańska grupa przybyła do Los Angeles, w ostatni piątek. Mieli przygotować się do trasy koncertowej, udzielić kilku wywiadów i przygotować teledysk. Jednak po wylądowaniu samolotu, wszyscy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Personel, który miał ich powitać na lotnisku, nawet ich nie spotkał, a pracownicy, którzy z nimi przylecieli, wyszli innym wyjściem i stracili kontakt z grupą chłopców.
- Słyszałam tylko jak dwoje z nich wołało innego członka, a później zniknęli – zeznała jedna z pracownic.
Wszystko zmieniło się wczoraj, we wtorek rano, gdy policja odnalazła chłopców w willi ,na obrzeżach miasta. Niestety, gdy ich odnaleziono, tylko jeden z nich wciąż żył: siedział w wannie i miał zamiar popełnić samobójstwo, połykając tabletki na serce.
- Chłopak jest Chińczykiem, tak jak ty – powiedział młody policjant, Mike.
Chłopiec przeżył tak duży stres psychiczny, że odkąd policja go odnalazła, nie był w stanie z nikim się porozumieć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że był jedyną osobą, która znała całą historię, przez co był jednocześnie pokrzywdzonym oraz głównym podejrzanym. Oprócz czasowego autyzmu, wykazywał tendencję do huśtawki nastrojów, czasem nawet agresji. Wczoraj, gdy wręczono mu pióro, którym miał podpisać dokumenty potwierdzające tożsamość, zaatakował jednego z policjantów. Z powodu delikatności tej sprawy, został zamknięty na cały dzień w pokoju, który był uważnie monitorowany. Chociaż jego włosy były w nieładzie, i nie miał okazji się ogolić od przynajmniej dwóch dni, musiałem przyznać- że Bóg obdarzył go nieziemskim wyglądem i postawą.
Gdybym nie wiedział, że jest członkiem grupy idoli, opisałbym go, jako „niebiańskie piękno"
To oczywiste, że Bóg miał do niego słabość. Nie dość, że obdarzył go takim ciałem, to jeszcze utrzymał go przy życiu. Jego chińskie imię brzmi Wu Yi Fan, angielskie – Kris, dwadzieścia cztery lat. Jego rodzice się rozwiedli gdy był mały. Krótko żył za granicą, heteroseksualny: miał kilka dziewczyn.
Bazując na jego dokumentach, mogłem stwierdzić, że jego rodzina była dość bogata, była dobrze wyedukowana. Jego historia medyczna była czysta, żadnych operacji plastycznych, doświadczeń z narkotykami czy z policją. Czekało go wiele lat pomyślnej kariery. Jego zdolności socjalne były na normalnym poziomie, był nawet liderem grupy i nie wykazywał skłonności do autyzmu.
Większość zabitych pochodziło z Korei, jedynie troje członków było Chińczykami – tak jak Kris, wszyscy pracowali dla koreańskiej agencji. Mike podał mi zdjęcie, zrobione podczas ich koncertu w Tokio, wyglądali na zgrany zespół, byli do siebie podobni. Jestem pewien, że Europejczycy nie byliby w stanie określić kto jest kim.
- Według raportu, który określa czas zgonu, ci czterej zginęli najpóźniej, około 18 godzin zanim ich odnaleźliśmy – Mike wyjął cztery zdjęcia przedstawiające sceny zbrodni i wyłożył je przede mną. Wszystkie były dokładnie podpisane, w końcu łatwiej jest odróżnić litery, niż ich twarze.
- Ten tutaj nazywał się Chanyeol, znaleziono go w szafie na pierwszym piętrze domu. Przyczyną śmierci, było zadanie ciosu ostrym narzędziem w brzuch, prawdopodobnie narzędziem zbrodni był przedmiot używany do sztuczek magicznych – wskazał na miecz pokazany na zdjęciu. –
Przypuszczamy, że narzędziem przebito się przez drzwi, a następnie raniono nim ofiarę, powodując śmierć.
Chłopiec na zdjęciu był raczej wysoki, jego włosy były związane, ciało lekko wykrzywione, a pojedyncze pasma włosów okalały jego twarz.
- Luhan : Chińczyk. Tylko jego znaleziono poza budynkiem – palce Mike’a stuknęły w drugie
zdjęcie. – Próbował wspiąć się przez kominek, ale sznur, który zrobił z materiału był mało
wytrzymały i pod jego ciężarem szybko się przerwał – twarz chłopca ze zdjęcia była
nienaruszona,wydawał się być niezwykle przystojny. Mike wydawał się być niezadowolony, że niedoszłemu uciekinierowi nie udało się przeżyć. – Nie rozumiem. Sznur znaleziony w salonie byłby o wiele solidniejszy od tego materiału. Dlaczego go nie użył? Co on sobie myślał?
- Jego możesz spytać – powiedział David, wchodząc do pomieszczenia. Pracowałem z nim niezliczoną ilość razy, wystawiłem rękę na przywitanie. – Długo się nie widzieliśmy, przyjacielu – uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń. – Ten dzieciak jest jedyną osobą, która może wyjaśnić, co się tam stało – wskazał na chłopaka, któremu udało się przeżyć. – Jeśli uda ci się coś z niego wyciągnąć, zabiorę cię na narty do Kanady.
- Jestem wdzięczny za szczodrość, ale – dotknąłem swojego nosa - nie zapominaj, że wisisz mi jeszcze wycieczkę na Hawaje za ostatnią sprawę. Co więcej – spojrzałem na Krisa, który pozostawał w bezruchu – wiesz, że nie jestem dobry we współpracy z dzieciakami. A już zwłaszcza, z tak słodkimi jak on.
- Jego słodkie czasy dobiegły końca, zwłaszcza jeśli wciąż będzie milczał – David poklepał mnie po ramieniu. – To twoje zadanie, sprzedawco dusz. Zabierz ze sobą, tę jego beznamiętną minę i spraw, żeby pokazał nam swoją posłuszną stronę i zapłakaną buźkę, gdy będzie opowiadał o sprawie – poprosił, kierując się w stronę drzwi.
- Powiedział ci ktoś, że jesteś porąbany? – zapytałem z uśmiechem.
- Oczywiście – kiwnął głową. – Moja żona przypomina mi o tym codziennie. Dziwne że i ty to zauważyłeś – zamrugał niewinnie.
- Idź do diabła – pożegnałem Davida i zwróciłem się do Mike’a.
- Szef torturuje cię w ten sposób codziennie?
- Nie, robi tak tylko z tobą – odpowiedział, unosząc brwi – Och, no i jeszcze z Panem Ocalałym.
- Znęcanie się nad więźniami? Musicie wiedzieć, że to podpada pod dyskryminację rasową – zażartowałem i odepchnąłem go żartobliwie.
- Och, nie przesadzaj, to on się znęca ,nad nami ! – wyżalił się Mike. – Przez cały dzień jego mina się nie zmieniła, jakby był posągiem! Oglądaliśmy ich teledyski w biurze, tańczyli i śpiewali jak świerszczyki, naprawdę nie mogę pojąć, że to ta sama osoba.
- Hej, był sam na sam z mnóstwem zmarłych, pod tym samym dachem przez przynajmniej pięć godzin, gdybyś to ty był na jego miejscu, zostałbyś martwym świerszczem – zażartowałem.
Twarz Mike’a ozdobił wykrzywiony uśmiech.
– Martwy świerszcz? Gdybyśmy przyjechali chwilę później, winda do nieba zabrałaby go z brzuchem pełnym pigułek, na serce. A może do piekła.
- Cóż za czarny humor. Naprawdę go podejrzewacie? – spytałem.
- Może – Mike pokręcił głową i wykrzywił usta. – Tak czy inaczej, musi zacząć z nami współpracować. Spójrz na niego, jest jak lew bez kłów i pazurów.
- Lew? Raczej lwiątko? – spytałem.
- Czy twoim zdaniem dwudziestoczteroletni facet, jest młody? – Mike przekrzywił głowę.
- Oczywiście, że tak. Wolę pracować z dorosłymi. Tak właściwie, gdybym znalazł kochanka w jego wieku, czułbym się jak kryminalista.
- Daj spokój – Mike potrząsł głową w niedowierzaniu. – Nie sypiam z kobietami starszymi niż 24 lata.
- Ach, tak. Zapomniałem, że sam jesteś dzieciakiem – uśmiechnąłem się w jego stronę, zanim mógł odpowiedzieć, podniosłem kolejne zdjęcie. – Kto to taki? Kolor jego skóry… jest taki seksowny. W porównaniu z innymi. Mike spojrzał na mnie i pokręcił głową, wracając do pracy
– Kai, Koreańczyk, jeden z ostatniej czwórki, zmarł w ciągu osiemnastu godzin przez znalezieniem – przejrzałem zdjęcia, pozwalając Mike’owi kontynuować. - Przed śmiercią wdał się w bójkę, zmarł przez cios zadany w tył głowy. Co w nim interesujące? – Mike się uśmiechnął - do samego końca ściskał w dłoni beżowy guzik, który został oderwany od koszuli tego dzieciaka – wskazał na Krisa. – Analiza DNA naskórka znalezionego pod jego paznokciami, potwierdziła, że to Pan Ocalały z nim walczył.
Kiwnąłem głową. Och, słodki dzieciaku, wygląda na to, że wpadłeś po uszy.
- Lay, Chińczyk, 23 lata, wykrwawił się na śmierć – Mike wygrzebał kolejne zdjęcie – Umarł
naprawdę późno, wygląda na to, że jako ostatni – wyjaśnił.
- To zdjęcie z jakiejś sesji? – spytałem.
- To zdjęcie ze sceny zbrodni. Faktycznie, wygląda jakby było zrobione, gdy chłopak jeszcze żył… - Mike ponownie odwrócił się w stronę Krisa. – Będziesz musiał go o to spytać. Na pierwszy rzut oka ,zdjęcie wyglądało jak z okładki magazynu. Chłopiec – Lay – siedział na krześle w sypialni, odwrócony w stronę okna. Promienie słoneczne padały na jego twarz, a delikatny uśmiech, który zdobił jego usta, nie wyjawiał oznak bólu. Na zdjęciu wyglądał jak nastolatek, wygrzewający się w słońcu. Jedyne, co go zdradzało, to zakrwawione nadgarstki oraz ślady krwi na dywanie, prowadzące od drzwi aż do jego ciała. - Tak płytkie cięcia nie powodują śmierci, jednak u kogoś, chorującego na wrodzoną koagulologię… - głos Mike’a się wzmocnił. – Bez natychmiastowej pomocy medycznej i transfuzji krwi, takiego człowieka czeka pewna śmierć.
- To było samobójstwo?
- A jak myślisz? – spytał Mike.
- Nie mam pojęcia – potrząsnąłem głową. – Nie jestem profesjonalistą, mam tylko takie przeczucie… spójrz na jego twarz, wydaje się być bardzo spokojny – wskazałem zdjęcie.
- Prawda, też mi się tak wydaje, ale… - Mike pokazał mi zdjęcie łazienki. – Cięcie na nadgarstkach zostało zrobione kawałkiem roztrzaskanego lustra, na którym znajdują się jedynie odciski palców Krisa. Zanim spróbował odebrać sobie życie – Mike wskazał podłogę obok wanny – uformował naprawdę dziwaczny wzór z kawałków lustra. Przypuszczamy, że zrobił to, gdy jego stan psychiczny się pogorszył.
Zdjęcie pokazywało zakrzywiony wielokąt, stworzony z fragmentów roztrzaskanego lustra.
- Co więcej, Kris miał na lewym nadgarstku dwa zegarki, jeden czarno-biały, a drugi różowy,
dwa zupełnie różne style. Oba zegarki nie chodziły, zatrzymały się o innej godzinie. Przy zlewie znaleziono adres i numer telefonu – konturował Mike. – Potwierdzono, że to adres i numer do rodziny Luhana, mieszkającej w Pekinie. Jest wiele spraw, które trzeba jeszcze wyjaśnić. Jak na przykład dziura w maszynie do tańczenia przez którą spadł jeden z chłopców, Sehun. Zginął, chociaż na dole znaleziono małą trampolinę. Również pusty sejf, który można było otworzyć za pomocą kostki Rubika… Pierwszy raz w życiu widziałem sejf ! W łazience na pierwszym piętrze znaleziono lustro, gdzie w dolnym prawym rogu, napisano coś po chińsku…
Sięgnąłem po zdjęcie, które podał mi Mike. Spojrzałem na dwa słowa, który były na nim widoczne – „Uciekaj, szybko”.
- Jeden z Chińczyków, Tao… To jego odcisk palca znaleźliśmy na lustrze z napisem – Mike zaczął szperać pomiędzy zdjęciami. – Zmarł od rany zadanej w brzuch. Narzędziem zbrodni była prawdopodobnie rozbita butelka po wódce.
- Miejsce śmierci? – zapytałem.
- Salon.
- Co z resztą?
- Już i tak zbyt dużo ci powiedziałem – westchnął Mike. – Sam o tym wiesz. Muszę przestrzegać zasad i przepisów – spojrzał na mnie przepraszająco. – Nie należysz do wydziału.
- Rozumiem – zamilkłem na chwilę i zebrałem zdjęcia – Dziękuję, że mi wszystko wyjaśniłeś. Tak wiele ważnych szczegółów… - uśmiechnąłem się do Mike’a.
- Nie wyjawiłem, wielu szczegółów. Po prostu słuchałeś uważniej niż zwykle.
- Dobrze, przyznaję, masz rację – schyliłem głowę i cicho się zaśmiałem. Chociaż wszyscy jesteśmy ludźmi, nie jesteśmy sobie równi. Śmierć młodego człowieka z pewnością nie jest sprawiedliwa. Dlaczego Bóg, jednym odbiera życie, a innym je daruje?
- Ostatnie pytanie – podniosłem głowę. – Czy w piątek było jakieś święto? Religijny dzień wolny od pracy?
Mike spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Nie, ale dla nich to ważna data. To druga rocznica ich debiutu.
- Znasz nawet takie szczegóły? – spojrzałem na Mike’a.
- Tak właściwie to nie miałam o tym pojęcia, dowiedziałem się przez przypadek.Nie mogę już nic więcej ci powiedzieć. Mogę mieć problemy.
Uśmiechnąłem się, rozumiejąc w jakiej sytuacji go stawiam.
- Kiedy mogę go zobaczyć? – spytałem, zbierając akta.
- Kiedy chcesz – Mike przyjrzał mi się uważnie, odłożył teczkę i zdjęcia, które trzymał w dłoni. – Ale musisz mi dać znać, pół godziny wcześniej. Musimy się przygotować – wyjaśnił, kierując się w stronę pokoju przesłuchań.
- Przygotować?
- Och, kpisz sobie ze mnie? Już zaatakował jednego z nas, a ty… - zmierzył mnie wzrokiem. – Łagodny i bezbronny Pan Doktor, nie chcę, by był pan na jednym z tych zdjęć.
- Tak właściwie, to jestem w najbezpieczniejszym miejscu, na całym mieście – spojrzałem na niego. –
Ten łagodny i bezbronny Pan Doktor zna magię, o której nawet nie słyszeliście.
Przekrzywił głowę, pokiwał z nieodgadnionym wyrazem twarzy i raz jeszcze skierował się w stronę drzwi.
- Wybacz, obowiązki wzywają. Jeszcze jedno… - odwrócił się w moją stronę. – Nie wspominaj przy mnie o magii, bo i ciebie zacznę podejrzewać..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz